niedziela, 18 lipca 2010

'Natomiast ona nie spała. 
Po dwóch godzinach nerwowego wiercenia się w pościeli, odrzucania kołdry, bo za gorąco, przykrywania się bo jednak za zimno, przewracania się z boku na bok oraz wytrzepywaniu poduszki, skłonna była uznać swe wcześniejsze zachwyty nad szmerem deszczu za mocno przesadzone.
Teraz ten idiotyczny jednostajny plusk działał jej na nerwy.
Zdawało się jej, że gdyby tylko deszcz ustał, z pewnością zasnęłaby od razu, ponieważ te miliony i miliony kropel, rozbijających się drobniutkimi uderzeniami o parapety, liście, kamienice, samochody, kubły na śmieci, znaki drogowe, 
o tramwaje, pociągi i semafory*, o pomniki, gaziki, nyski, mundurowe czapki, o płyty nagrobne, wieńce i wiązanki kwiatów, o kominy fabryczne i dachy zakładów produkcyjnych, szpitali, firm polonijnych 
i spółek z ograniczoną odpowiedzialnością oraz szkół, więzień
i urzędów administracji państwowej, o wieże lotnicze i wieże kościelne, o salki parafialne i portrety przywódców 
- że te wszystkie drobne pluśnięcia tworzą w sumie okropny 
i nieznośny hałas.
Ale przecież to nie szmer deszczu był przyczyną bezsenności.'

* z dedykacją dla Pana Tymka 

{MM 'BB'} 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz